Lech Olszanicki nie jest już szefem klubu radnych PiS w radzie powiatu – klub przestał istnieć. Kontrowersyjny radny nie dał się jednak zdyscyplinować lokalnym władzom swojej partii i dalej w najlepsze wylewa pomyje na uczestników ulicznych protestów w Złotoryi. Na wczorajszej sesji zrobił to po raz kolejny.
Olszanicki złożył w czwartek do starosty 10-punktową interpelację, w której pytał m.in., jakie konsekwencje poniosą nauczyciele szkół powiatowych biorący udział w marszach po wyroku Trybunału Konstytucyjnego oraz czy służby starostwa przekazały już ich nazwiska do dolnośląskiego kuratora oświaty. Po raz kolejny zaatakował też Iwonę Pawłowską, polonistkę z ogólniaka. Radnego boli, że pod koniec października wybrała się na spacer po Złotoryi razem z innymi złotoryjankami. – Żaden uczeń ze Świerzawy nie wybrał Liceum Ogólnokształcącego w Złotoryi, może to przez nauczycielkę Iwonę Pawłowską i jej zaangażowanie w polityczny strajk nauczycieli w poprzednim roku szkolnym – stwierdził w swojej interpelacji. Biorąc pod uwagę, że wiosną 2019 r. do strajku przystąpiło 21 z 23 nauczycieli ogólniaka, ta wypowiedź Olszanickiego może świadczyć o tym, że jego niechęć do polonistki z LO przybiera formę obsesji.
Przypomnijmy, że po raz pierwszy uczestników „czarnego spaceru” z 27 października mianem „chodzącego szamba” określił dzień później, podczas jednej z komisji w starostwie, inny radny powiatowy Prawa i Sprawiedliwości – Władysław Grocki. Jak jednak zauważył w dzisiejszym komentarzu na portalu 24legnica.pl Piotr Kanikowski, w odróżnieniu od Grockiego, który działał w emocjach, Olszanicki powtórzył zniewagę z premedytacją, na chłodno. Zrobił to, odczytując przygotowaną wcześniej na piśmie interpelację, sprzeczną w swojej treści z wolnościami gwarantowanymi wszystkim obywatelom Polski przez konstytucję.
Tą napastliwością Olszanicki prawdopodobnie chciał sobie powetować żabę, którą musiał przełknąć w drugiej części sesji, gdy ogłaszał, że klub radnych PiS, któremu od samego początku przewodniczył, zostaje rozwiązany. Od stycznia tego roku szefował mu, będąc zawieszonym w prawach członka PiS-u. Liczne komentarze Olszanickiego zamieszczane w sieci, a także niekonsultowane z radnymi klubu oświadczenia oraz wypowiedzi na forum rady powiatu nie przysparzały sympatyków PiS-owi. Naraził się przez to władzom partii i swoim partyjnym kolegom. Opinia publiczna domagała się jego usunięcia. Złotoryjskie kierownictwo PiS-u wybrało jednak bardziej dyplomatyczne rozwiązanie.
Klub przestał istnieć z dniem 12 listopada. To wtedy właśnie zebrał się zarząd terenowy PiS-u, by ustosunkować się do złotoryjskich protestów ulicznych w obronie praw kobiet i ocenić co najmniej kontrowersyjne zachowanie dwójki swoich radnych po marszach, w tym szefa klubu w radzie powiatu. Zastanawiano się, jak wybrnąć z tego całego zamieszania, które okazało się katastrofą wizerunkową dla lokalnych struktur PiS-u. O wyrzuceniu z partii nie było mowy. Nie zdecydowano się również na odwołanie przewodniczącego klubu. Anna Melska, Bożena Czernatowicz i Władysław Grocki złożyli jednak rezygnację z członkostwa w klubie radnych. Olszanicki został sam, więc go rozwiązał.
Chwilę po oświadczeniu Olszanickiego swoje wygłosił Grocki, odnosząc się do tego, co się działo w ostatnich tygodniach w Złotoryi. Pełne pogardy słowa, które padły z jego ust po pierwszym marszu (nazwał też uczestników marszów „zdziczałym towarzystwem” i „zarazą polskiego narodu”) wywołały burzę w Złotoryi, a na niego samego wylała się fala hejtu. Radny twierdzi, że ktoś po jednym z protestów pobrudził mu dom farbą.
– Z perspektywy czasu i kolejnych pseudospacerów uważam, że jako katolik, człowiek PiS-u oraz radny powiatu nie mogłem inaczej się zachować i zareagować, jak wybrzmiało to z moich wypowiedzi – tłumaczył się Grocki. –Prawda kosztuje i boli, jednak w tym przypadku generuje agresję i mowę nienawiści, i to w takim stopniu, że prawdopodobnie wszyscy, którzy mnie słuchają, nie wyobrażają sobie nawet w snach, żeby coś takiego mogło nastąpić. Jednocześnie też ogromną pogardę generuję do wyznawania przez innych wartości, do których się odniosłem. Dla dobra i spokoju naszej małej społeczności niepotrzebne są dalsze podziały. Każda strona powiedziała, co myśli i starczy. Natomiast niepokoi mnie to, że na jutro zwoływana jest kolejna manifestacja (radny pomylił dni, manifestacja odbędzie się w Złotoryi w sobotę 28 listopada o godz. 16 – dop. red.).
Tym oświadczeniem radny Grocki znowu podgrzał dyskusję na forach w sieci. Internauci uważają, że nie wykorzystał ostatniego miesiąca na autorefleksję. „Szkoda, bo myślałam, że cisza z jego strony oznacza, że przemyślał swoje postępki. Niestety, jak sam mówi – nie mógł inaczej zareagować, prawda boli (to do nas – szambiarek), pogardza naszymi poglądami i pyta, gdzie jest granica. Smutne, bo już miałam nadzieję” – napisała na Facebooku po sesji Barbara Zwierzyńska, radna miejska.
Zarówno Olszanicki, jak i Grocki swoje tyrady wygłosili zaledwie dzień po opublikowaniu przez lokalne władze swojej partii oficjalnego stanowiska w sprawie ostatnich wydarzeń w Złotoryi (pisaliśmy o nim TUTAJ). Przypomnijmy: złotoryjski zarząd partii nie zdobył się na to, żeby przeprosić za haniebne słowa swoich radnych, nie skrytykował też ich zachowania, uznał natomiast, że… hasła użyte przez uczestników marszów protestacyjnych były obraźliwe i agresywne. Kierownictwo PiS-u zapewniło jedynie, że podejmie „wszystkie możliwe działania zmierzające do wygaszenia negatywnych emocji i ograniczenia niepotrzebnych ataków personalnych”.
Czy kolejne wystąpienie radnego Olszanickiego, niewiele nowego wnoszące do dyskusji i obliczone jedynie na podgrzanie temperatury sporu i jeszcze większą polaryzacje społeczną, było potrzebne? Zostawiamy to ocenie naszych czytelników. Podobnie jak skuteczność władz terenowych PiS-u w dyscyplinowaniu swoich radnych i wygaszaniu emocji.